Forum Grupy Rekonstrukcji Fantastycznej Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Historie drużyn,postaci itp. Allenstern 2007 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Zielak




Dołączył: 19 Mar 2007
Posty: 77 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Allenstern

PostWysłany: Śro 18:09, 05 Wrz 2007 Powrót do góry

manero napisał:
Zielak:

1. Kto nie był fajny?
2. Dlaczego wy byliście fajni?
3. Kim Ty wogóle byłeś na LARPie? Magnus z Wernheim? Pokaż się na jakimś zdjęciu bo jestem szalenie ciekaw Twojej tożsamości.


Czuje się pojechany... już nic nie mówie Sad EDIT2 Tak to też taki rodzaj żartu

EDIT:
Przestańcie być tacy poważni, Larp się skończył i chyba każdy zdaje sobie sprawe, ze nikt sie tam nie bawił sam, tylko wszyscy go tworzyli. Tekst o fajności był żartem i przykro mi ze go nie skumaliście. Następnym razem będe inaczej dobierał słowa

Co do tego że mnie nie poznajesz manero to bardzo dobrze - Prawdziwy chaos dziala tak by nikt nie wiedzial o jego istnieniu Wink

I dlatego bylismy fajni Smile (tak tu jest dżołk)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Zielak dnia Śro 19:58, 05 Wrz 2007, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
jackal777




Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 115 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Śro 18:16, 05 Wrz 2007 Powrót do góry

kropka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zRaz




Dołączył: 24 Sie 2007
Posty: 10 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Olsztyn ? No raczej =))

PostWysłany: Śro 19:01, 05 Wrz 2007 Powrót do góry

takie dyskusje cholernie utwierdzaja Mnie w przekonaniu ze impreza powinna byc 18+ i dodatkowo na wejsciu egzamin ze znajomosci realiow uniwersum. Laughing


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Sen




Dołączył: 01 Lis 2006
Posty: 106 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: oln/wro

PostWysłany: Śro 19:56, 05 Wrz 2007 Powrót do góry

Okeeeeej, trza bronic kogos kto stracił dla mnie głowe XD no i reszty naszej szampańskiej chaotycznej ekipy Mr. Green

To troche zabawne, że jakos podczas gry nikogo nie oświeciło, że powinno byc Imperialna, co moglo zakonczyc nasza konspiracje i łańcuch następstw z nią związanych; no ale teraz okazuje się, że oto nagle wszyscy znaja podreczniki na pamięć, może nie udawajmy teraz wielkich znawców uniwersum po fakcie? (błąd był faktycznie, a wpadlem na to jakies 4 dni temu Mr. Green przyznaję się bez bicia; ale cesarska i tak lepiej brzmiało Mr. Green )


Proponuje koniec offtopu Wink


EDIT:
Pozatym, mozemy się bronić, że nasi fałszerze dokumentów to nieudacznicy XDDD i że wszystko było zamierzone i że miało to być specjalnie by oddać klimat ciemnoty ubogich ludzi uniwersum Wink i żeee i żeeee cos by sie znalazło Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
manero




Dołączył: 16 Lip 2007
Posty: 148 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Waterdeep

PostWysłany: Śro 20:09, 05 Wrz 2007 Powrót do góry

Zielak:

Nie interesują mnie Twoje mhhhroooczne cele. Jestem ciekaw kim byłeś na LARPie. Kim spośród kompanii handlowej? Czysta ciekawość. Przedstaw mi tyle ile zobaczyłem na LARPie, a czego teraz nie jestem świadom bo nie utkwiłeś mi najprawdopodobniej w pamięci. Powieszchowność.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zielak




Dołączył: 19 Mar 2007
Posty: 77 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Allenstern

PostWysłany: Śro 20:13, 05 Wrz 2007 Powrót do góry

No taki knypek 1,76 w czarnej szatce z czerwonymi pasmami na rekawach i kapturze. I sandały, dwie torebki, jedna niebieska jedna zielona hmmm. No ogolnie amg Ognia/tzeentcha x)

Dobra nie moge sie pwostrzymać na kolejny offtop - A Inkwizycja prowadziła mnie na proces i ani sigmaryci, ani inkwizytor i w ogole nie zauważyli, ze żyjemy w Imperium a nie Cesarstwie...
Teksty o znajomosci realiów to se możecie Wink(dżołk)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rita




Dołączył: 22 Cze 2005
Posty: 255 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: 3miasto

PostWysłany: Śro 20:25, 05 Wrz 2007 Powrót do góry

Ten mag, co jak naciągnął kaptur to wyglądał jak reklama "medieval addidas"?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zielak




Dołączył: 19 Mar 2007
Posty: 77 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Allenstern

PostWysłany: Śro 20:33, 05 Wrz 2007 Powrót do góry

Nie wiem ale pewnie tak Wink
Ale konczmy offtop i porozmawiajmy o histori xP Niedlugo dam drugi dzien...

Wzrusyzła mnie historia o oszczędzeniu mrocznych elfów... Ale mam pytanie fabularne - Mroczne elfy mówiły coś o jakimś demonie, że mogą dać go naszemu hersztowi (ja już nie żylem ale co tam) I tak mnie ciekawi czy to prawda - bo go nie przyjeli, bo przyslzi Tzeentchowcy i uciekli a nie wiem, ciekawi mnie jakby się to potoczyło, gdyby poslzi za mrocznym elfem...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Redy5




Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 215 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Skąd: Nidzica

PostWysłany: Śro 21:14, 05 Wrz 2007 Powrót do góry

Cyel napisał:
zaś Cinis nieomal zginęła w walce ze Skavenami, ocalawszy tylko dzięki w porę udzielonej pomocy

Z tego co słyszałem to zakapturzoną i zamaskowaną elfkę poranił szczurołap. Jak się potem tłumaczył - wziął ją za skavena. Widać ile jest prawdy w tych imperialnych bredniach o szczurach wielkości człowieka Wink

Cyel napisał:
No to czekamy na dalsze opowieści z traktu!

To byłoby o wiele ciekawsze niż eskalacja offtopa. Bardzo chętnie dowiem się czegoś o punkcie widzenia Inkwizytorów, skavenów, albo dalszych losach kompanii handlowej. Tak nieśmiało proponuję Smile

Kilka słów ode mnie. Może nie będzie tak fajnie jak u poprzedników, ale dość podle trafiłem z kumplami w questy i nie wyszła nam opowieść a tylko losowe spotkania.
Nasza grupa była dość różnorodna. Moja postać (pochodzący z Księstw Granicznych przemytnik Gawin), aktualnie zarabiający jako dowódca najemników, dysponował mieczami dwóch elfich wojowników - Norratysa i Caelendeana. Elfy łaczyły więzy krwi, a dzieliła zazdrość i próżność. Upór sprawiał, że żaden nie chciał przyznać, że w czymkolwiek jest gorszy od krewniaka. Norratys należał do starożytnego rodu, nadal praktykującego obyczaje Wysokich elfów (ciężka zbroja, tarcza, hełm - typ rycerza), Cealeandean był Tancerzem Wojny (bez pancerza, typ skirmischera). Elfy planowały w turnieju rozstrzygnąć swoją rywalizację - kto dojdzie do dalszego etapu ten zwycięża, a rywal tego nie kwestionuje.
Gawin ruszył na Pogranicze aby dowiedzieć się czegoś o swoim bracie - szarym magu Volkerze Bischof (owszem, szukałem swojej postaci z poprzedniego LARPa Smile ), który zaginął na tych ziemiach podczas ataku nieumarłych. Informację o Volkerze dostarczył mi Łowca Wampirów (Bertold Scherer), który interesował się całym zajściem. Razem odnaleźliśmy naocznego świadka tamtych wydarzeń - dawniej akolitę, teraz już kapłana Ulryka - Jurgena Hofstettera. Kapłan, wiedział co się wydarzyło, ale nie rozwiał wszystkich naszych wątpliwości (ja nie byłem pewny czy mój brat nie żyje, a Łowca nie wiedział czy kwestia nieumarłych jest rozwiązana). Herr Hofstetter ruszył z nami na pogranicze. Jak sam twierdził prowadziła go tam wola Ulryka. Domyślam się, że również zamieszki wywołane w Middenheim przez pewną książkę miały wpływ na jego szybki wyjazd Wink
Zanim dotarliśmy na tereny pogranicza spotkaliśmy jeszcze jednego wędrowca. Fabian poza talentami medyka cechował się zamiłowaniem do badania ludzkiego ciała - na wszystkie sposoby, i dla dobra nauki - oczywiście. Ponieważ i tak udawał się na turniej (miał podpisany kontrakt na leczenie rannych), uznaliśmy, że dobrze będzie mieć go za sojusznika.

Zarówno Fabiana, Jurgena i Łowcę cechowała spora niechęć do Inkwizytorów (sprawy z przeszłości Wink prawdopodobnie postacie będą kontynuowały swój żywot więc nie będę zdradzał wszystkiego co może zostać użyte przeciwko nim) co zmuszało naszą grupę do unikania konfrontacji z Sigmarytami. Liczyliśmy, że czas zajmie nam turniej, a w przerwach znajdziemy chwilę na infiltrację.

Wszystkie wydarzenia opiszę z punktu widzenia mojej postaci, i pewnie ominę w ten sposób sporo z tego co było udziałem pozostałych osób z drużyny. No ale na to nic nie poradzę. O ile pierwszego dnia trzymaliśmy się razem to potem nasze drogi częściej się rozdzielały.

Dzień pierwszy

Zagraliśmy asekuracyjnie. Staraliśmy się nie rozdzielać, obawiając się spotkań z bandytami albo bestiami. Dotarliśmy do karczmy. Tam nikt nic nie wiedział o turnieju. Nie dało się usłyszeć żadnych plotek. Wypytując o inkwizytora usłyszałem trzy albo cztery różne wersje jego opisu.
Szukając informacji o turnieju, dla medyka i elfów, ruszyliśmy do Jagerfortu. Przez strzeżoną bramę fortu przenieśliśmy tyle broni ile się dało. W środku zamieniłem kilka słów z sierżantem. Podałem się za śledczego z Księstw Granicznych, który ściga maga – renegata. Zapewnił mnie, że trakty są bezpieczne a inkwizytor jest w okolicy. Sierżant pamiętał atak nieumarłych, ale nic nie mógł mi powiedzieć o moim bracie. O turnieju dowiedzieliśmy się tyle, że nikt nic nie wie. Poradzono nam udać się do fortu bretońskiego.
A więc ruszyliśmy. Anjou było puste i zrujnowane. Zastałem tam karczmarkę, która nie była pewna drogi do karczmy i nie pamiętała swojego imienia (najpewniej skutki picia w pracy). Odpoczęliśmy w forcie, zastanawiając się czy nie mamy ochoty na aneksję tego „kurnika”. Jednak po pewnym czasie pojawiła się obsada fortu w liczbie jednego człowieka. Uwierzyliśmy na słowo, że mamy przed sobą Hrabiego de Treville. Z jakiegoś powodu nie byliśmy zdziwieni słysząc, że on również nie wie wiele o turnieju. Właśnie planował udać się do Jagerfortu, aby wyjaśnić tę kwestię. Rozstaliśmy się ze szlachcicem w okolicach krasnoludzkich kopalń.
Kilka kolejnych godzin minęło nam na wyjątkowo bezowocnym wypytywaniu różnych ludzi o wszystko. Spotkałem ze trzech inkwizytorów, żaden nie był w stanie mi pomóc. Za to po tych spotkaniach pozbyłem się wszelkich obaw, że nasi grupowi przestępcy są w jakimkolwiek niebezpieczeństwie.
Nic też nie udało się dowiedzieć od wiedźmy – zielarki. Chociaż zablefowałem na kilka sposobów („Wywróż mi dlaczego mam zabić imperialnego kapitana” Wink ) to albo nic nie wiedziała, albo moje domysły były kompletnie chybione.
Potem nastąpiło aresztowanie kogoś w karczmie przez zbrojnych z Jagerfortu. Zrozumiałem tyle, że ludzie dookoła na coś czekali, bo to aresztowanie zgromadziło więcej gapiów niż jakiekolwiek inne wydarzenie. Z ciekawości udałem się na proces i wieszanie, ale nie dopuszczono mnie w pobliże. Sprawa się przeciągała. Znudzony rozwlekłością imperialnych procedur prawnych i do reszty zawiedziony Inkwizycją wróciłem do karczmy.
Nie dane nam było jednak odpocząć tego dnia. W karczmie poruszenie. Ktoś przyniósł wiadomość: „Jagerfort zajęty!” Według różnych doniesień przez Chaos, Inkwizycję, albo buntowników. Jak przystało na najemnika zdecydowałem się sprawdzić ile mogę na tym skorzystać.
Moja drużyna wraz z pospolitym ruszeniem pomaszerowała pod fort. Pamiętam, że ludzie pod fortem mieli zamiar paktować. Ponieważ pokojowe rozejście się nie satysfakcjonowało mnie jako najemnika, zignorowałem resztę sił pod murami i ich plany. Wraz z częścią towarzyszy odłączyłem się od oblegających. Starałem się jakoś zbliżyć do fortu, tak, aby nie zostać postrzelonym przez nadgorliwego żołnierza i aby móc rozejrzeć się w sytuacji. Interesowała mnie przede wszystkim skłonność obsady fortu do wydawania pieniędzy w zamian za opowiedzenie się po ich stronie. O ile pamiętam postrzelono kogoś z paktujących (podobno jakiegoś kapitana), a pozostałych wyśmiano. Mój towarzysz elf Caeleandean również został raniony z broni palnej. Uznałem, że ci, którzy objęli w posiadanie fort są fatalnymi partnerami w interesach i planowałem się wycofać.
Moje plany uprzedził wypad obleganych. Stojąc nieco z boku ich linii natarcia miałem okazję przyglądać się odwrotowi pospolitego ruszenia. Wbrew zdrowemu rozsądkowi nie wykonałem odwrotu, a nawołując towarzyszy do utrzymania pozycji nie zdążyłem sięgnąć po pistolet. Raniłem nawet mieczem jednego z atakujących z fortu, a potem w ciągu sekundy czy dwóch zostałem kolejno: trafiony bojowym cepem, zaatakowany jakimś zaklęciem i chyba (traciłem już przytomność) ze dwa razy postrzelony z pistoletów. Caeleandean padł na ziemię chwilę po mnie zmieciony ciosem dwuręcznej broni. Jego zabójcę dosięgnął cios Norratysa.
Obok nas rozgrywał się dramat słabych ludzkich istnień miotanych Wichrami Magii. W skrócie: jedna armia ślepa (pozdrowienia dla elfiego maga Smile ), druga armia nie może walczyć.
Reszta drużyny (ta przytomna czwórka) wynegocjowała z kilkoma zbrojnymi z obsady fortu, że zabiorą rannych i wycofają się bez walki. Byliśmy wszyscy nieco na uboczu i nas te czary mary nie dosięgły.
Moja dusza unosząca się obok ciała odbierała wszystkie te wydarzenia jako niezwykle powolne. Gdybym był filozofem to powiedziałbym, że to było metafizyczne doświadczenie wieczności. Podobno w starożytnych traktatach na temat czasu ten efekt określany jest krótkim i złowieszczym słowem PAX. No ale Gawin nie czytuje starożytnych filozofów, jego duchowi się zwyczajnie nudziło, nawet bez metafizyki.
Fabian wyciągnął Gawina i Caeleandeana z agonii. Pobojowisko opuszczaliśmy jako ostatni, zbierając wszystko co zgubili uciekający (wpadły nam w ręce srebrne szylingi, a nawet pistolet Smile ). Fabian miał okazję wykorzystać swoje medyczne zdolności na kilku rannych którzy zaścielili trakt – w pierwszym odruchu zażądał nawet pieniędzy, ale wśród rannych był pewien czarodziej, który wspierał nas magią przed starciem i nie wypadało na nim żerować... Kapłan wybłagał u Ulryka uzdrowienie kilku ran.
Udaliśmy się do karczmy rozważając powody takiego tragicznego rozwoju wypadków. Gorąco pozdrowiliśmy sklepikarza, obiecując mu sprawiedliwe nagrodzenie jego zasług w czasie oblężenia (najczęstszą propozycją było powieszenie).
W karczmie wypiliśmy zdrowie poległych i mieliśmy okazję obserwować formowanie się dowództwa kolejnego oblężenia Jagerfortu. W zamian za obietnicę udziału w łupach przyłączyliśmy się do tworzonej armii. Wczuwając się w rolę Psa Wojny proponowałem rekwizycje i przymusowe wcielanie do armii. Głównodowodzący okazali się jednak dostatecznie praworządni aby zignorować moje sugestie.
Mając kilku zwiadowców w drużynie postanowiliśmy nie nocować ani w karczmie, ani w Anjou. Rozbiliśmy obóz między karczmą i kopalniami i tam spokojnie spędziliśmy noc.

Tak minął nasz pierwszy dzień. Jeśli przypomnę sobie coś wartego uwagi to opiszę kolejne.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zielak




Dołączył: 19 Mar 2007
Posty: 77 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Allenstern

PostWysłany: Śro 21:23, 05 Wrz 2007 Powrót do góry

Widać paskud, ze solidna historia i postacie Wink
Aż mi się żal zrobiło, ze turniej sie nie odbył. A motyw z wiedźmą był przedni.

No ale pisz drugi dzień, bo pomimo wszystko, zaciekawiło mnie to Wink

mnie ciekawi, czy inkwizyjca podzilei się z nami swoją relacją z tych ciężkich dwóch dni x)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kiundolf
Allenstern ORG



Dołączył: 29 Sie 2006
Posty: 189 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 8:02, 06 Wrz 2007 Powrót do góry

ja nie zyje, tzn Jurgen nie zyje i Julia tez (kupcy), jakby ktos nie wiedzial

ale to tez opiszemy Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
WhiteHawk




Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 77 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Middenheim

PostWysłany: Pią 12:33, 07 Wrz 2007 Powrót do góry

To może i ja napisze kilka słów od siebie.

W zasadzie pierwszy dzień opisał już paskud! Tak jak pisał mało się rozdzielaliśmy więcej dużo nowego nie napisze! Może tyle że...

Dzień 1

... Wychodząc z karczmy napotkaliśmy na swojej drodze grupę prowadzoną przez Wielkiego Inkwizytora. Jego podwładny zatrzymał nas "w imię Sigmara Młotodzierżcy i Imperatora Karla Franza"! Wtedy serce mi zabiło szybciej gdyż bałem się konfrontacji z inkwizytorem. Wiedziałem, że poszukuje on każdego kto był na tych terenach przed dwoma laty i wie cokolwiek o wydarzeniach z tamtych dni. Ja przeżyłem tamte dni więc byłem potencjalnym poszukiwanym. Moja postać posiadała przy sobie pewną księgę uznaną za heretycka przez wyznawców Ulryka! Nie wiedziałem czy zainteresuje się tym inkwizycja czy uzna to za wewnętrzne sprawy kościoła Ulrykańskiego! Jak wszyscy wiedzą Sigmaryci i Ulrykowcy nie żywią do siebie wielkiej sympatii. Smile Na moje szczęście (a może i nieszczęście, kto wie jak by się to mogło potoczyć dalej Razz ) sam Wielki Inkwizytor uznał, że nie interesuję go nasza drużyna i nakazał swojej świcie ruszać dalej. Serce mi się uspokoiło gdyż nie chciałem spłonąć na stosie za posiadanie heretyckich ksiąg. Tak na dobrą sprawę był to rękopis owej pozycji o tytule "Księga Wiecznej Zimy", ale ciiiiiiii. Wink Razz

To chyba takie ciekawsze ze strony mojej postaci malutkie wydarzonko, które trwało kilkanaście sekund w grze natomiast wieczność w sercu kapłana. Razz

Dzień 2

Po nocy w rozbitym nieopodal karczmy obozowisku, ruszyliśmy wprost do niej. Tam zebrało się "pospolite ruszenie", które wczesnym rankiem miało wyruszyć na Jagerfort aby wyzwolić to miejsce od tyrani pochłoniętej chaosem inkwizycji. Oblężenie było dopięte na ostatni guzik, jednak nie wszystko szło tak jak było zaplanowane! W nocy wypad z fortu zniszczył maszyny oblężnicze budowane w Anjou. Na szczęście drabiny i taran udało sie zbudować w miarę szybko i nad ranem były one gotowe. Wszyscy ruszyli razem, jednak w czasie marszu część grupy szła wolniej inna szybciej i częste postoje powoli obniżały morale niektórych z nas. Dotarłszy pod fort dowódcy natarcia ogłosili jego początek. Ja podążałem razem z lekko zbrojnymi z prawej flanki fortu. Co mnie bardzo zdziwiło na murach stała tylko jedna osoba a nie tak jak się spodziewałem połowa obsady fortu. No ale cóż, uznałem, że to opatrzność Ulryka poprowadziła mnie tędy abym miał dane w przyszłości dokonać czegoś wielkiego. Owa postać na murach zdążyła odepchnąć od murów jedną z drabin i oddać jeden strzał (chybiony zresztą Razz ) ze swojej trzylufowej broni, po czym zniknęła z moich oczy gdzieś za murami. Część z nas szybko wsypała się po drabinach na mury gdzie kolejny raz zostałem zaskoczony. Obstawa fortu wraz z Wielkim Inkwizytorem stała na środku placu bez ruchu śmiejąc się tylko. Uznałem, że może to być jakaś zasadzka i nie tracąc czasu wykrzyczałem ku niebiosom:

"Niechaj gniew Ulryka zmrozi serca i ramiona Jego nieprzyjaciół
I wyda bezbronnych na pastwę wygłodniałych wilków"


W tym momencie zobaczyłem jak Ulryk zsyła na grupę stojącą w forcie wieczny (5 minutowy Razz ) lód. Ich twarze zamarły w bezruchu i widniały na nich szydercze uśmiechy! Każda część ich ciała zastygła w miejscu. Na ich brodach pojawiły się sople lodu. W ich stronę co chwilę leciała jakaś kula ognista co mnie przeraziło gdyż ognień mógł roztopić lód. A przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak lód Ulryka okazał się odporny na ognie magów. ]:-> Część magów rzucała swoje czary na oślep ponad murami co było tragiczne w skutkach. Klika osób zostało przez nich zamkniętych w magicznej klatce a następnie potraktowanych z ognistej kuli co skończyło ich żywot i rozrzuciło ich kawałeczki ciał po całym forcie. Smród palących się kawałków mięsa niósł się na wszystkie strony świata. Wierzyłem, że był to przypadek i że magowie ci nie mieli na celu tej jakże tragicznej pomyłki. Ale wiadomo jacy są magowie. Nigdy nie wiadomo co im strzeli do głowy. W każdym bądź razie nasi przeciwnicy ciągle byli zamrożeni mocą Ulryka. Ku chwale Władcy Wilków! Doskoczyliśmy więc do nich i zaczęliśmy ich okładać naszą bronią. Wtedy zwątpienie wstąpiło w nasze oczy. Broń się ich nie imała!! Czyżby Sigmar ich chronił? Nie to nie możliwe! Ten marny człeczyna Sigmar nie jest bogiem i nie posiada takiej mocy. To musiał być chaos!! ( Wink ) Powoli pod nogami zlodowaciałej grupy zaczęła pojawiać się wielka kałuża wody. Lody puszczały. Wojownicy zaczęli się wycofywać a więc i ja ruszyłem w stronę murów. Kiedy się na nich znalazłem lody Ulryka już puściły i grupa Wielkiego Inkwizytora ruszyła w naszą stronę. I kolejny raz zostałem zaskoczony. Poruszali sie jak jeden wielki żółw i przed murami skręcili do lochów. Szybka decyzja dowódców. Spalić ich tam żywcem! Znaleziono drewniany wóz, który palący się został spuszczony schodami do lochów. W tym czasie przeszukałem kwatery oficerskie w poszukiwaniu pewnego zwoju! Niestety nie znalazłem go tam! Zabrałem jednak ze sobą wszystkie zwoje jakie tam były. Wyszedłem z kwater i zauważyłem, że dowódcy natarcia otrzymali od "chaośników" list. Wypytałem więc ich czego chcą. Twierdzili, że w kwaterach oficerskich są dokumenty stwierdzające ich tożsamość. Jednak szlachcic Eryk i bretoński rycerz uznali to za kłamstwo i kazali dorzucić "drwa do ognia". W sumie nie miałem żadnych obiekcji co do tej decyzji. Osobiście nienawidzę Sigmarytów, a szczególnie tych pochłoniętych przez chaos. Dwa lata wcześniej na tych terenach też miałem do czynienia z "upadłym" Sigmarytą i od tamtej pory nie ufam żadnemu z nich. Natarcie zostało zakończone i uznane ze zwycięskie. Jak się później okazało Inkwizytor i jego świta uciekli tunelem wykopanym w jedną noc. Fort powoli zajmował się ogniem. Podczas natarcia zginęło wielu mężnych wojowników w tym jeden z moich kompanów. Moi przyjaciele łowca wampirów Bertold i tancerz wojny Caelendean zapytali mnie, czy nie mógł bym poprosić Ulryka o cud wskrzeszenia dla poległych. Wtedy zrozumiałem, że te wydarzenia były zaplanowane przez samego Boga Bitwy. Poprzez cud uświęci on te ziemie aby być może w przyszłości powstała tam świątynia ku jego czci. Poprosiłem więc wszystkich jeszcze obecnych w forcie aby pomogli mi w modłach. Wysiłki wszystkich tych ludzi okazały się bardzo pomocne. Cud dokonał się i wśród nas znowu pojawiło sie trzech mężnych wojów a wśród nich Gawin. Mój kompan. Pozostali dwaj cudownie zmartwychwstali poświęcili swoje życia Ulrykowi. Tak zyskałem dwóch nowych wyznawców jedynego prawdziwego Ulryka. Wysiłek związany z boską mocą Ulryka odebrał mi głos i czucie w nodze, przez co mogłem jedynie szeptać i kuśtykałem. Był to gniew Ulryka za nadużywanie jego mocy. Wink Po tym wielkim wydarzeniu dzień nie owocował już zbytnio w inne wielkie wydarzenia. Podobno obrońcy Jagerfortu wraz z Wielkim Inkwizytorem zostali zabici w karczmie. Niestety mnie tam wtedy nie było. Pewien elfi mag z długim czarnym łukiem proponował mi przyłączenie się do grupy formowanej w Anjou, która miała na celu zwalczyć chaos i całe zło na tych terenach. Zadanie chwalebne aczkolwiek dość mało realne. Doszły nas również wieści o szczurach wielkości człowieka. Ponoć napadły one karczmę kiedy my byliśmy w imperialnym forcie. Osobiście nigdy czegoś podobnego nie widziałem ale różne dziwa żyją na tym świecie. Dzień chylił się ku końcowi więc razem z kompanami rozbiliśmy obóz w tym samym miejscu co poprzednio i położyliśmy się spać.

To by było na tyle co do dnia drugiego. Trzeci innym razem. Smile

Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Redy5




Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 215 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Skąd: Nidzica

PostWysłany: Pon 16:44, 19 Lis 2007 Powrót do góry

Na forum niewiele się dzieje, więc pewnie nikt nie będzie miał czegoś przeciwko możliwości przeczytania reszty mojej opowieści. Kolejne dni były bardziej chaotyczne, i trudno zebrać je w jakąś spójną historię. Dlatego wspomnę tylko o kilku epizodach, które wyróżniły się znaczeniem albo niezwykłością. WhiteHawk opisał dosyć dokładnie oblężenie, wiec ja skupię się na czym innym.

dzień drugi

Dzień pod znakiem oblężenia i jego konsekwencji. Wraz z towarzyszami ruszyliśmy do walki z nadzieją wzbogacenia się. No i naturalnie ku chwale Ulryka i na pohybel opętanym przez Chaos Sigmarytom, jak to tłumaczył nasz kapłan Wink Sprawa wyglądała dobrze, bo nasza armia miała liczebną przewagę, całą gromadę czarodziejów i zdecydowane dowodzenie. Nie pierwszy raz brałem udział w szarpaniu łupów, więc przezornie zaleciłem towarzyszom aby rabowali już w trakcie starcia. Co się mogło nie udać?

Ha! Obrońcy zaskoczyli mnie jednym – oni wcale nie mieli zamiaru obronić fortu. Nie stanęli nam na drodze, nie przeszkodzili w dostaniu się do środka i ostatecznie opuścili fort bez walki. Na co mogli liczyć? Może chcieli zniszczyć twierdzę równocześnie mordując jak największą ilość ludzi, samemu unikając odwetu przy pomocy jakiś mrocznych potęg? W Księstwach opowiadano mi, że na północy istnieją całe państwa szalonych zabójców inspirowanych przez plugawych bogów do siania zagłady. Najwyraźniej tego dnia walczyliśmy z tego rodzaju stworzeniami.
Na szczęście nie byli odporni na moc prawych bogów, i chłód zesłany przez Pana Wilków utrudnił im działanie. Niestety na tym czarostwo tego dnia się nie skończyło. Jakieś przypadkowe (mam nadzieję!) uwolnienie mocy uwięziło kilka osób, w tym również mnie, w zaklętej klatce.
Czarodzieje szybko wydostali się z tej pułapki, ale nie byli w stanie odczynić zaklęcia nawet wspólnymi siłami. Pozostaliśmy więc unieruchomieni, obok płonącej machiny wojennej. Oglądaliśmy walkę, ogień się wzmagał, nie mogliśmy nic zrobić. A po jakimś czasie coś wybuchło. Błysk, huk i… mogłem sobie jako duch ruszyć wreszcie z miejsca Smile

[Na marginesie] Jako, że ostatecznie udało się wskrzesić postać uznałem, że warto przy okazji przebudować jej koncepcję (po pierwszym dniu było jasne, że pomysł szukania osób, które przeżyły poprzedniego LARPa był do niczego). Wymyśliłem, że jako duch Gawin miał okazję spotkać się z widmem swojego brata, które uwięzione jest na pograniczu i z jakiegoś powodu nie jest w stanie odejść do krainy Morra. Od tej pory moja postać została przemianowana na fanatyka, szukającego sposobu aby pomścić brata. W grę wchodziło rozwikłanie wszystkich zagadek związanych z nekromantą albo walka z Chaosem na tych ziemiach.[koniec marginesu]

Przywołano mnie ze ścieżki Umarłych. Kiedy kapłan znalazł moje ciało pod resztkami palisady, i gdy odzyskałem przytomność wyjaśniono mi, że Ulryk pobłogosławił mnie, i dwóch innych ludzi przywracając nas do życia. Mógł co prawda uleczyć przy okazji nasze rany, ale wolałem nie wspominać o tym przy kapłanie…
Tak czy inaczej z cynika stałem się wiernym wyznawcą, a na dodatek wiedziałem wreszcie co przytrafiło się mojemu bratu. Ulryk uchronił od ran wszystkich moich towarzyszy, zarówno tych trzymających się od walki w bezpiecznej odległości, oraz tych, którzy szturmowali. Dwóch wskrzeszonych rajtarów również oddało cześć Ulrykowi, i wspólnie podłożyliśmy ogień pod resztki fortu. Opuszczaliśmy to nieszczęsne miejsce mając za plecami dopalające się zgliszcza.

Dalsza część dnia to pasmo walk (podobno jacyś zwierzoludzie zaatakowali karczmę), napadów i mordów. Nasz medyk Fabian ofiarnie niósł pomoc rannym z lepszym (sędzia przeżył), albo gorszym skutkiem (Eryk – przywódca atakujących fort - umarł pomimo błyskawicznej operacji).
Przywódcy Inkwizycji zostali zabici w karczmie. Przybyli tam pewnie licząc, że uda im się rzucić na tłum jakiś urok. Co prawda nie miałem okazji tego widzieć, ale gratuluję kapitanowi Rajtarów jego reakcji.
Ja sam odbyłem kilka wypraw w różnorakim towarzystwie. Poznałem przy okazji Herr Grimm’a i jego towarzyszy, którzy wydali mi się godnymi zaufania osobami. Pojawiły się plany wzięcia prawa w swoje ręce i przywrócenia rozsypującego się na pograniczu porządku.
Pod wieczór Fabian, Cealendean i Scherer zostali wynajęci do ochraniania karczmy. Byli tam potrzebni głównie ze względu na ekscesy wywoływane przez magików. Poza tym Bretonnski rycerz ogłosił, że właśnie w karczmie ma się odbyć odwlekany do tej pory turniej.
Wieść o turnieju mało już nas jednak obchodziła – elf Norratys, który przywędrował właśnie po to aby zmierzyć się w rycerskich zmaganiach, uznał, że dzieją się teraz sprawy większej wagi. Elf spotkał bowiem w lesie jakiś swoich współziomków, usłyszał od nich coś niepokojącego i miał zamiar kolejnego dnia pomóc im w ich kłopotach. Nie wiem o co chodziło, mało mnie obchodzą elfie tajemnice.

Chyba jeszcze tego dnia udaliśmy się wspólnie na polowanie na Hrabinę. Skusiła nas wyznaczona z nią nagroda – 50 koron! Nawet gdyby nie było nagrody to i tak miałem kupca na pistolet pani Hrabiny, potrzebowałem tylko pretekstu. Do tej pory powstrzymywał mnie kapitan Rajtarów, ale teraz droga była wolna. Jak wszystkie plany na tych przeklętych ziemiach także i ten okazał się niewypałem. Gdy spotkaliśmy szlachciankę była pod ochroną dwóch Bretonnczyków, którzy ogłosili, że nagroda za jej głowę została odwołana, a ona sama - uniewinniona.
Musze przyznać, że byłem wściekły. Wolałem nie prowokować konfliktu z Rycerzami, więc przysięgłem sobie, że przynajmniej wyduszę od de Treville’a rekompensatę za trudy gonitwy. W Księstwach Granicznych nie ma gorszej zbrodni niż nie płacić najemnikom. Postanowiłem tego zwyczaju nauczyć hrabiego.
Bogowie nie dali mi okazji spotkać hrabiego. Posłany do karczmy zwiadowca przyniósł wieść, że szlachcica zamordowano w całkiem widowiskowy sposób. A niech to! Ktoś mnie ubiegł!


Dzień trzeci

Dzień drugi spowodował rozłączenie grupy. Połowa z nas najęta została do pracy w karczmie, Norratys zajął się elfami, kapłan nawiązał kontakt z dziwnymi osobami namawiającymi go do udziału w szalonej kabale, ja natomiast liczyłem, że uda się zapewnić okolicy trochę spokoju organizując ochotniczy oddział Strażników Dróg (pobieranie podatków, ceł, grzywien…).

O ile mi wiadomo w karczmie nie działo się wiele. Były oczywiście kłopoty z magami, a nawet zawędrowała tam część oddziału Kislevitów. Ale turnieju nie było…

Brak turnieju wiąże się pewnie ze śmiercią rycerza Cedryka. Widziałem w wąwozie jego ciało otoczone stosami Wink ciał nieumarłych. Padłych ożywieńców przezornie przebiliśmy kołkami (mój towarzysz Scherer opowiadał mi kiedyś o tym sposobie), ale nie pamiętam czy Cedryka również ubezpieczyliśmy w ten sposób przed ożywieniem. Zdaje się jednak, że kapłan Ulryka zadbał o pochówek, i nie musimy się obawiać, że Cedryk powróci jako upiór.

Pewne stało się, że nekromancka magia na tych ziemiach znowu się obudziła.
W okolicach wąwozu pojawiło się nagle sporo ludzi, ktoś krzyczał o skavenach. Doszło tam do jakiś starć. Widziałem martwe ciała elfa i człowieka leżące obok siebie, a Norratysowi udało się pokonać zwierzoczłeka. Ja błąkałem się po okolicy w doborowym towarzystwie, niestety kolejne godziny mijały bezowocnie.

Pominę już pomniejsze utarczki z pewnym guślarzem, mniej ważne spotkania na trakcie, kilkakrotne przeczesywanie lasu, i intrygi Rajtarów.

Pod koniec dnia spotkałem się w karczmie z resztą drużyny. Kapłan miał pewne informacje na temat Inkwizycji, i skrzyni, której poszukiwał w tych stronach. Poznał też interesujące osoby. Jeden z nich – elficki czarodziej – namawiał nas do zatrzymania i poddania przesłuchaniom pewnego człowieka. Nie miał przeciwko niemu żadnych dowodów, a dodatkowo od pomysłu odwodził nas kapitan Rajtarów (znowu!). Ostatecznie nie podjęliśmy się tego ryzykownego (człowiek ten miał sporą grupę towarzyszy) manewru.

Z braku lepszych pomysłów udaliśmy się na kolejną wyprawę do lasu, chcąc po raz ostatni zbadać wszystkie podejrzane miejsca. Poruszaliśmy się sporą grupą, więc dla bezpieczeństwa rozesłano zwiadowców. Zaczęliśmy od dawnej lokacji Mrocznej Kapliczki, potem udaliśmy się do krasnoludzkich kopalni. To co tam zaobserwowaliśmy sprawiało pozory czarostwa – jakieś grupowe śpiewy, ktoś wzywa Awatara, miejsce odpowiednio mroczne na te magiczne sprawy. Wyglądało to groźnie i zastanawialiśmy się czy warto tam się zbliżać.

Zdecydowałem przyjrzeć się temu rytuałowi. I z każdą sekundą nabierałem większych podejrzeń – nie wyglądało to na nic legalnego, był tam człowiek, którego pojmanie proponował elfi mag, wreszcie przypomniałem sobie, wszystkie opowieści Jurgena o Drakoliczu z kopalni. Nasza grupa ruszyła w stronę kultystów, starając się najpierw otoczyć ich (mieliśmy do tego doskonałe warunki). Śpiewy nie zostały przerwane, ale jeden z otaczanych wyszedł mi naprzeciw, i okazał dokument mający świadczyć, że to co się dokonuje jest sprawą Inkwizycji.
Przyznam, że w tamtym momencie miałem serdecznie dosyć wszelkiej Inkwizycji, czarów i osób podających się za kogoś innego. Przypomniałem sobie, że mój brat zginął na tych ziemiach przez człowieka, który posługiwał się takimi właśnie metodami. Doszło do gwałtownego starcia, w którym najbardziej niebezpieczni okazali się wrodzy magowie. Ja sam, kapłan i kilka innych osób zostaliśmy uwiezieni w zaklętych klatkach. Szczęśliwie Scherer odstrzelił kawał nogi jednemu z magów, a Jurgen wzywając moc Boga Zimy zamroził większość przeciwników.
Czary okazały się mimo wszystko wolniejsze od miecza – nieznany mi ulrykański wojownik jako pierwszy dopadł do przeciwników, a na zboczu kapitan Rajtarów pokonał fałszywego Inkwizytora.
Potem już wszystko potoczyło się błyskawicznie, zamrożeni przeciwnicy zostali zamordowani. Tylko Cealendean zawahał się chwilę przed zabiciem elfiej śpiewaczki. Jak potem powiedział szkoda było tak pięknego głosu - ale przecież lepiej nie ryzykować, ona również zginęła. Eh, ta wrażliwość elfów..

Po zakołkowaniu zwłok (na wszelki wypadek) pozostało nam tylko uczcić zwycięstwo. W karczmie było radośnie, a piwo lało się strumieniami. Po raz ostatni Chaos dał o sobie znać gdy doszło do zamachu na Jurgena. Kapłan został uratowany wspólnym wysiłkiem Fabiana i innego jeszcze medyka. A zamachowca ubito.

I to by było na tyle Smile


P.S. Podziękowania dla Rav’a za pomoc w przypominaniu tego wszystkiego.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)